Jak negocjować lepsze warunki kredytu? Praktyczne strategie

Wstęp: Negocjacje z bankiem mogą brzmieć onieśmielająco, ale z mojego doświadczenia wynika, że zawsze warto spróbować poprawić warunki swojego kredytu. Wielokrotnie widziałem, jak kilka prostych rozmów z doradcą bankowym przyniosło klientom wymierne korzyści finansowe – niższe oprocentowanie, mniejszą prowizję czy dogodniejszy okres spłaty. W tej pierwszej części artykułu opowiem, dlaczego warto negocjować warunki kredytu, jakie elementy umowy podlegają negocjacjom, przedstawię przykłady skutecznych negocjacji kredytowych z praktyki doradców oraz podpowiem, kiedy jest najlepszy moment na rozmowę z bankiem. Wszystko to w oparciu o realne sytuacje i sprawdzone strategie, dzięki którym możesz zaoszczędzić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych na kosztach kredytu.

Dlaczego warto negocjować warunki kredytu?

Negocjowanie warunków kredytu to szansa na znaczne oszczędności i lepsze dopasowanie zobowiązania do Twoich potrzeb. Pamiętaj – dla Ciebie kredyt to koszt, a dla banku zysk, więc każdy punkt procentowy mniej w oprocentowaniu czy każda obniżona opłata działa na Twoją korzyść. Nawet drobna zmiana oprocentowania może w skali kilkunastu czy kilkudziesięciu lat dać ogromną różnicę. Przykład: dla kredytu 300 tys. zł na 30 lat, obniżenie marży z 1,9% do 1,6% oznacza około 20 tys. zł oszczędności na odsetkach​. Podobnie, jeśli uda Ci się wynegocjować prowizję z 2% do 0%, to przy 300 tys. zł kredytu zaoszczędzisz aż 6 tys. zł na samym starcie (pieniądze, których nie musisz płacić bankowi).

Zawsze powtarzam klientom: warto negocjować, bo w najgorszym wypadku bank odmówi i zostaniesz przy pierwotnych warunkach, a w najlepszym – obniżysz koszt kredytu​. Często już samo podjęcie rozmowy sprawia, że doradca bankowy stara się znaleźć dla nas nieco lepszą ofertę. Banki konkurują o klientów, więc jeśli pokażesz, że zależy Ci na lepszych warunkach, masz szansę coś ugrać. Oczywiście trzeba być przygotowanym na pewien kompromis – np. bank może oczekiwać, że w zamian za niższe oprocentowanie skorzystasz z dodatkowego produktu (konto osobiste, karta kredytowa, ubezpieczenie) lub weźmiesz nieco wyższą kwotę kredytu. Mimo to, korzyści z negocjacji zwykle przewyższają te ewentualne ustępstwa. Dla kredytobiorcy każda obniżka oprocentowania czy prowizji to realna ulga dla domowego budżetu. Jeśli istnieje choć cień szansy na zmniejszenie raty lub całkowitego kosztu – warto po nią sięgnąć.

Jakie elementy kredytu podlegają negocjacjom?

Wbrew pozorom negocjować można wiele aspektów kredytu, zwłaszcza tych, na które bank ma bezpośredni wpływ (a nie wynikających wprost z ustaw czy stóp procentowych). Z mojego doświadczenia wynika, że najczęściej udaje się wpływać na koszty kredytu, a więc takie parametry jak:

  • Oprocentowanie kredytu – w przypadku kredytów ze zmienną stopą można negocjować wysokość marży banku (czyli części składowej oprocentowania). Przy kredytach ze stałym oprocentowaniem też czasem udaje się uzyskać niższą stawkę początkową. Nawet niewielka obniżka oprocentowania obniży Twoją miesięczną ratę i całkowitą kwotę odsetek. Bank, widząc dobrego klienta, może zgodzić się na redukcję marży o kilka dziesiątych punktu procentowego, co dla Ciebie oznacza spore oszczędności w długim terminie.
  • Prowizje i opłaty początkowe – prowizja za udzielenie kredytu bywa znaczącym jednorazowym kosztem (przy kredycie hipotecznym zazwyczaj 1–2% kwoty, przy gotówkowym nawet więcej). Dobrą wiadomością jest to, że prowizję można negocjować, a nawet całkowicie jej uniknąć. Coraz więcej banków oferuje promocje „0% prowizji”, a jeśli nawet nie jest to standardem, to dla cennego klienta doradcy mają czasem możliwość obniżenia tej opłaty​. Przykładowo, znam przypadki gdzie bank zaproponował prowizję niższą o połowę w zamian za wykupienie polisy na życie albo zgodził się zniżyć prowizję do zera, bo klient miał bardzo dobrą historię kredytową i wysoką zdolność (bank chciał go pozyskać u siebie). Warto więc śmiało pytać: „Czy mogą Państwo zaoferować niższą prowizję? Konkurencja ma teraz promocję 0%, może i u Was coś da się zrobić?”. Niejednokrotnie okazuje się, że da się – choćby w ramach okresowej promocji lub przy spełnieniu dodatkowego warunku.
  • Okres kredytowania i wysokość raty – choć okres spłaty kredytu teoretycznie wybieramy sami, to bywa, że bank ma standardowe oferty (np. maksymalnie 25 lat dla kredytu gotówkowego). Jeśli zależy Ci na dłuższym okresie spłaty, co zmniejszy wysokość miesięcznej raty, warto o tym porozmawiać. Banki czasem godzą się wydłużyć okres kredytowania, by dostosować ratę do możliwości klienta – zwłaszcza gdy w przeciwnym razie zdolność kredytowa byłaby niewystarczająca lub gdy klient sygnalizuje obawy o wysokość raty. Pamiętaj, że wydłużenie okresu oznacza co prawda wyższy koszt całkowity, ale jeśli dla Ciebie kluczowe jest obniżenie raty, to może być dobre rozwiązanie. Zdarzało mi się negocjować dla klientów rozłożenie spłaty na więcej lat i rzeczywiście rata spadała do akceptowalnego poziomu. Bank woli mieć pewność, że kredyt będzie spłacany terminowo przy niższej racie, niż forsować wysokie raty i ryzykować, że klient przestanie nadążać z płatnościami. Obniżenie raty poprzez wydłużenie okresu spłaty lub czasowe zawieszenie części spłat to zagadnienia, o które także można walczyć w razie potrzeby​.
  • Inne warunki finansowe – np. opłata za wcześniejszą spłatę kredytu lub wymagane ubezpieczenia. Te kwestie również podlegają negocjacji. Jeśli umowa standardowo przewiduje np. 2% prowizji za przedterminową spłatę w pierwszych latach, możesz poprosić o zniesienie tej opłaty lub skrócenie okresu, w którym obowiązuje. Podobnie z ubezpieczeniami: bank często oferuje lepsze warunki (niższą marżę) w zamian za wykupienie ubezpieczenia na życie czy od utraty pracy – ale można negocjować, by zrezygnować z niektórych polis lub zamienić je na tańsze, zachowując przy tym dobre warunki kredytu. Wszystko zależy od Twojej sytuacji – jeśli np. już masz własne ubezpieczenie na życie, warto wspomnieć o tym doradcy i zapytać, czy w związku z tym marża kredytu może zostać obniżona mimo rezygnacji z narzuconej polisy bankowej.

Podsumowując, niemal każdy element wpływający na koszt kredytu, który nie jest odgórnie narzucony, może być przedmiotem rozmów z bankiem. Najczęściej będzie to właśnie oprocentowanie (marża) i prowizja, bo one wprost kształtują koszt, ale jak widać są też inne pola manewru. Sam harmonogram spłat (wysokość rat w czasie), karencje, wakacje kredytowe – to wszystko również można omówić, szczególnie jeśli pojawiają się przejściowe kłopoty finansowe. Ważne, by przed negocjacjami dobrze się przygotować, o czym za chwilę, bo im więcej argumentów masz, tym łatwiej wpłynąć na powyższe elementy umowy​.

Przykłady skutecznych negocjacji kredytowych

Teoria teorią, ale nic nie przemawia do wyobraźni tak, jak prawdziwe historie klientów, którym udało się uzyskać lepsze warunki kredytu. Poniżej kilka przykładów z praktyki, jakie miałem okazję obserwować (lub w których uczestniczyć):

Przykład 1: Niższa marża i 0% prowizji dzięki konkurencyjnej ofercie. Klient, nazwijmy go Pan Marek, starał się o duży kredyt hipoteczny (ok. 500 tys. zł). Jako doświadczony doradca, doradziłem mu złożyć wnioski do dwóch banków jednocześnie. Jeden z banków zaproponował marżę 2,0% i 1,5% prowizji, a drugi – marżę 1,8% i prowizję 0%. Pan Marek wolał ofertę pierwszego banku (lepsza obsługa i inne względy), ale pokazał doradcy w tym banku decyzję konkurencji. W efekcie udało się wynegocjować obniżenie marży do 1,7% i całkowite zniesienie prowizji u pierwszego kredytodawcy. Bank nie chciał stracić klienta na rzecz konkurenta, więc poszedł na ustępstwa. Ta historia potwierdza, że mając w ręku alternatywną ofertę, zyskujesz ogromną siłę przebicia – instytucje często wyrównują warunki do konkurencji, by zatrzymać u siebie kredytobiorcę​.

Klient finalnie zaoszczędził kilkanaście tysięcy złotych na prowizji i odsetkach, a ja do dziś uważam, że kilka dni więcej poświęconych na rozmowy zdecydowanie było tego warte.

Przykład 2: Sukces doradcy kredytowego – rekordowo korzystne warunki. Para młodych klientów z Warszawy, z pomocą zaprzyjaźnionego doradcy, wybrała się po kredyt na budowę domu. Ich sytuacja finansowa była stabilna, mieli też wysoki wkład własny, co stawiało ich w dobrej pozycji negocjacyjnej. Doradca od początku zapowiadał w banku, że oczekujemy specjalnej oferty dla tak dobrych klientów. Po dłuższych rozmowach i przy wsparciu negocjacyjnym doradcy bank zgodził się na bardzo niską marżę oraz 0% prowizji – warunki wręcz lepsze niż oficjalnie dostępne w tabelach​.

Klienci byli zachwyceni – do dziś chwalą się znajomym, że „wyciągnęli od banku” kredyt na warunkach nieosiągalnych dla przeciętnego zjadacza chleba. Ten przykład pokazuje, że determinacja i doświadczenie doradcy kredytowego mogą przesunąć granice możliwego. Bank finalnie zarobi na odsetkach mniej, ale uzyskał dobrego, wiarygodnego klienta – uznał więc, że warto.

Przykład 3: Obniżenie raty poprzez wydłużenie okresu spłaty. Pani Anna, która kilka lat temu zaciągnęła kredyt gotówkowy, zgłosiła się do mnie z problemem: rata ok. 1200 zł zaczęła ją przerastać po zmianie pracy (mniejsze dochody). Formalnie umowa kredytowa już trwała, ale doradziliśmy spróbować renegocjować jej warunki. Po przedstawieniu bankowi aktualnej sytuacji finansowej klientki oraz historii terminowych wpłat, bank zgodził się na wydłużenie okresu spłaty z 4 do 6 lat. Dzięki temu rata spadła o około 300 zł miesięcznie, co pozwoliło Pani Annie odetchnąć i unormować domowy budżet. Choć wydłużenie spłaty zwiększyło sumę odsetek, dla klientki kluczowe było bieżące bezpieczeństwo finansowe – a bank, widząc jej zaangażowanie w spłatę i szczerość co do sytuacji, poszedł na rękę. To potwierdza, że nawet trwający już kredyt można „ugryźć” na nowo, jeśli mamy ważny powód i dobrze to uzasadnimy. Banki wolą znaleźć rozwiązanie polubowne (np. zmienić harmonogram), niż doprowadzić do sytuacji, w której klient przestanie płacić​.

Przykład 4: Negocjacje prowizji w zamian za dodatkowy produkt. Pan Jacek negocjował kredyt hipoteczny, jednak bank uparcie proponował 2% prowizji. Zasugerowałem, by spytał, czy prowizja może być niższa, jeśli np. wykupi ubezpieczenie na życie oferowane przez bank. Okazało się, że tak – bank obniżył prowizję do 0,5% w zamian za polisę. Po przekalkulowaniu kosztów polisy Pan Jacek stwierdził, że i tak mu się to opłaca (składka ubezpieczenia w sumie wyniosła mniej niż oszczędność na prowizji). W efekcie zapłacił cztery razy mniejszą prowizję, a przy okazji miał dodatkowe zabezpieczenie na życie. Ten przykład pokazuje, że warto szukać kreatywnych rozwiązań – czasem zgodzenie się na pewien produkt banku (tzw. cross-selling) może przynieść nam wymierną korzyść finansową. Ważne jednak, by zawsze dokładnie policzyć, czy warunki okołokredytowe (koszt ubezpieczenia, prowadzenia konta itp.) nie zniwelują zysku z lepszej marży czy niższej prowizji.

Oczywiście każdy przypadek jest nieco inny, ale we wszystkich powyższych historii wspólnym mianownikiem było przygotowanie i odwaga w zadawaniu pytań. Ci klienci (często z pomocą doradców) nie przyjęli pierwszej oferty bezrefleksyjnie, tylko dopytali: „A czy da się lepiej?”. I często właśnie to jedno pytanie otwierało drzwi do dalszych ustępstw banku. W kolejnej części artykułu opowiem więcej o tym, jak przygotować się do takich negocjacji i jakie argumenty działają na banki, ale zanim do tego przejdziemy, jeszcze kluczowa kwestia: kiedy rozmawiać z bankiem, by mieć największe szanse na sukces?

Najlepszy moment na negocjacje – kiedy masz największe szanse?

Wybór odpowiedniego momentu na negocjacje bywa równie ważny, co same argumenty. Z perspektywy klienta największą siłę przebicia masz zanim podpiszesz umowę kredytową, gdy bank zabiega o Ciebie jako nowego kredytobiorcę. Idealny moment to tuż po otrzymaniu wstępnej oferty lub decyzji kredytowej, ale **przed ostatecznym zaakceptowaniem warunków】. Wtedy bank wie, że wciąż możesz zmienić zdanie i odejść do konkurencji – i jeśli naprawdę zależy mu na pozyskaniu Ciebie, jest bardziej skłonny coś ulepszyć. Sam staram się rozpoczynać rozmowę zaraz, gdy klient ma w ręku ofertę: „Dziękujemy za decyzję pozytywną, ale czy możemy jeszcze porozmawiać o warunkach? Ta prowizja/ta marża jest dla nas nie do końca satysfakcjonująca…”. To przed podpisaniem umowy najłatwiej o negocacje, co potwierdzają również eksperci​

Bankowy doradca ma wtedy pole manewru – może skonsultować z przełożonym, sprawdzić dostępne promocje, zaproponować coś ekstra, by dopiąć transakcję.

Najgorsze, co można zrobić, to podpisać umowę i dopiero potem pytać o zmiany – wtedy jesteś związany warunkami, a bank nie ma już motywacji, by iść Ci na rękę (no chyba że grozi mu utrata Ciebie przy refinansowaniu, ale to inna historia). Więc nie wstydź się negocjować przed podpisaniem – to powszechna praktyka i doradcy bankowi są do tego przyzwyczajeni. Grzecznie, ale stanowczo sygnalizuj, że oczekujesz nieco lepszych parametrów. Często już na etapie symulacji i ofert wstępnych można sugerować, że konkurencja ma np. lepszą marżę – by zasiali ziarnko, że muszą powalczyć o klienta.

Kilka wskazówek odnośnie timingu negocjacji z własnej praktyki:

  • Gdy masz wstępną decyzję z więcej niż jednego banku. Jak opisano w jednym z powyższych przykładów, posiadanie alternatywy to Twój atut. Jeśli dwa banki dają Ci zielone światło, nie podpisuj umowy od razu – najpierw wykorzystaj tę sytuację, by porównać oferty i przedstawić bankom kontrpropozycje. Zapytaj Bank A, czy przebije ofertę Banku B (i vice versa). To niemal idealny scenariusz dla negocjacji – masz wtedy pewność finansowania, a równocześnie możliwość wyboru lepszych warunków. W najgorszym razie zostaniesz przy lepszej z dwóch ofert, a w najlepszym – któraś instytucja dodatkowo je poprawi. Banki wiedzą, że jeśli Ty nie skorzystasz z ich kredytu, to zarobi konkurencja, więc często w ostatniej chwili potrafią znaleźć np. dodatkową obniżkę marży o 0,1–0,2 p.p. tylko po to, byś został u nich. Warto to wykorzystać.
  • Przy końcówce kwartału lub roku. Choć to nie jest żelazna reguła, zauważyłem, że pod koniec okresów rozliczeniowych (kwartał, rok) banki i doradcy często mają wyznaczone plany sprzedażowe do wykonania. Jeśli Twój wniosek trafia na taki moment, a do zamknięcia okresu zostało mało czasu, doradcy bywają bardziej elastyczni. Zdarzało mi się słyszeć: „Pani Kasiu, jeśli podpiszemy umowę jeszcze w tym miesiącu, postaram się o dodatkową zniżkę prowizji”. To nie mit – banki okresowo wprowadzają promocje i „targety”, co potwierdza np. sytuacja z grudnia 2020, kiedy jeden z dużych banków (BNP Paribas) ogłosił możliwość negocjacji marży dla klientów podpisujących umowę przed końcem roku​.
  • Dlaczego? Bo zależało im na zwiększeniu sprzedaży przed bilansem rocznym. W praktyce więc końcówki roku czy inne akcje promocyjne to dobry czas, by zapytać o coś ekstra – bank może akurat mieć furtkę, z której skorzystasz.
  • Gdy jesteś stałym, lojalnym klientem banku. Mimo że nie zawsze lojalność gwarantuje najlepszą ofertę, to przy renegocjacjach trwającego kredytu Twoja historia współpracy ma znaczenie. Jeśli od lat masz konto w banku, regularnie z niego korzystasz, masz może inne produkty (lokaty, karty) i do tego bez opóźnień spłacasz kredyt, to zdecydowanie wspomnij o tym, prosząc o lepsze warunki. Banki doceniają klientów, którzy są z nimi na dłużej – czasem w formie nieoficjalnych ulg. Sam moment renegocjacji istniejącego kredytu warto wybrać np. po kilku latach terminowej spłaty, kiedy udowodniłeś już swoją rzetelność. Można wtedy poprosić o obniżkę marży (argumentując, że ryzyko już spadło odkąd zaciągnąłeś kredyt) lub o jednorazowe zmniejszenie rat na jakiś czas, jeśli zbliża się trudny okres. Choć bank nie ma obowiązku nic zmieniać, bywa, że dla dobrego klienta zrobi wyjątek. Wielu kredytobiorców zaskoczyło się pozytywnie, gdy po prostu złożyli wniosek o renegocjację – bank zaproponował np. minimalnie niższą marżę jako gest dobrej woli za lata współpracy. Najważniejsze to wykazać, że zależy Ci na dalszym bezproblemowym spłacaniu i że ewentualna poprawa warunków Ci to ułatwi (co leży też w interesie banku).

Podsumowując, najlepiej negocjuje się na samym początku – w fazie ofertowania, przed podpisaniem umowy​ wtedy masz przewagę, bo bank zabiega o Ciebie. Nie znaczy to jednak, że później nic nie można zrobić. Jeśli zmieni się Twoja sytuacja lub warunki rynkowe, warto ponowić rozmowę z bankiem – choćby po to, by sprawdzić, czy np. po kilku latach bycia klientem masz szansę na renegocjację umowy kredytowej. Pamiętaj tylko, by do banku zawsze iść z konkretnymi argumentami i danymi, nie „na czczo” – o czym więcej w kolejnej części poradnika.

W następnej części artykułu zajmiemy się szczegółowo technikami negocjacji i przygotowaniem do rozmowy z bankiem. Podpowiem, jakie informacje warto zebrać, jak rozmawiać z doradcą (językiem korzyści, a nie roszczeń) oraz jakie pułapki unikać podczas negocjowania. Na tym etapie jednak wiesz już, czemu warto walczyć o lepsze warunki kredytu i że jest to możliwe – potwierdzają to zarówno dane liczbowe, jak i przytoczone historie klientów. Teraz pora wykorzystać tę wiedzę w praktyce. Nigdy nie bój się zapytać o lepszą ofertę, bo stawką są Twoje własne pieniądze. A nuż bank powie „tak” i dzięki temu Twój kredyt stanie się znacznie lżejszy do udźwignięcia.

Jak przygotowuję się do rozmowy z bankiem?

Dokładna analiza finansów i potrzeb: Zanim w ogóle umówię się na spotkanie w banku, analizuję swoją sytuację finansową – przeglądam dochody, miesięczne wydatki, aktualne zadłużenie i historię kredytową. Chcę dokładnie wiedzieć, na jaką ratę mnie stać i jaka kwota kredytu jest mi naprawdę potrzebna. Dzięki temu w rozmowie mogę lepiej uargumentować swoje możliwości finansowe i pokazać, że podchodzę do zobowiązania odpowiedzialnie​. Określam też jasny cel kredytu (np. zakup samochodu, rozwój firmy) oraz preferowane warunki – to daje bankowi sygnał, że wiem czego chcę.

Badanie ofert rynkowych: Kolejnym krokiem jest porównanie ofert różnych banków. Sprawdzam obecnie dostępne oprocentowanie, prowizje, wymagane zabezpieczenia, okresy spłaty i ewentualne promocje. Spisuję sobie te dane, by mieć punkt odniesienia. Jeśli jeden bank oferuje kredyt gotówkowy z oprocentowaniem 8% i prowizją 3%, a inny 7% z prowizją 1%, to wiem, że jest pole do negocjacji. Takie rozeznanie rynku daje mi mocne argumenty – mogę śmiało powiedzieć doradcy: “Konkurencja proponuje lepszy procent, czy są Państwo w stanie przebić tę ofertę?”​. Banki zdają sobie sprawę, że klienci sprawdzają konkurencję, więc często są gotowe dostosować warunki, by nas zatrzymać.

Komplet dokumentów pod ręką: Na spotkanie przynoszę wszystkie potrzebne dokumenty. W przypadku kredytu gotówkowego mam aktualne zaświadczenie o dochodach od pracodawcy lub wyciągi z konta potwierdzające wpływy, kopię umowy o pracę czy inne dokumenty potwierdzające zdolność kredytową. Jeśli prowadzę firmę i negocjuję kredyt firmowy, zabieram sprawozdania finansowe (bilans, rachunek zysków i strat), prognozy finansowe, dokumenty rejestrowe firmy oraz ewentualnie biznesplan​. Dzięki temu od razu mogę poprzeć swoje słowa liczbami – np. pokazać, że moja firma ma stabilne przychody i zyski. Banki bardzo to doceniają. Posiadanie pełnej dokumentacji już na wejściu przyspiesza rozmowy i pokazuje mój profesjonalizm – sygnalizuję w ten sposób: “Jestem przygotowany, nie mam nic do ukrycia, zależy mi na szybkim załatwieniu sprawy”​.

Zrozumienie perspektywy banku: Przed negocjacjami staram się także pomyśleć, na co bank zwróci szczególną uwagę oceniając mój wniosek. Wiem z doświadczenia, że kluczowe są dochody i historia kredytowa – im bardziej stabilne i pozytywne, tym lepsza moja pozycja. Przy kredycie firmowym bank przeanalizuje np. przepływy pieniężne firmy, rentowność oraz branżę w jakiej działam​. Biorę to wszystko pod uwagę i przygotowuję się, by podczas rozmowy podkreślić swoje mocne strony: np. stałą pracę od wielu lat, rosnące obroty firmy, wartościowe kontrakty czy brak opóźnień w spłatach poprzednich kredytów. Dzięki temu uprzedzam pytania bankowca i od razu kieruję dyskusję na tory, które są dla mnie korzystne.

Jakie argumenty działają przy negocjacjach kredytu gotówkowego?

Negocjując kredyt gotówkowy (konsumencki), często jestem w sytuacji nowego klienta dla banku lub osoby, która już jakiś kredyt tam spłaca. W obu przypadkach mam kilka sprawdzonych argumentów:

  • Stabilne dochody i dobra historia kredytowa: Zawsze zaczynam od pokazania, że jestem klientem niskiego ryzyka. Podkreślam, że mam stałe dochody – np. umowa o pracę na czas nieokreślony, regularne wpływy na konto – oraz że nigdy nie spóźniłem się ze spłatą dotychczasowych zobowiązań. To dla banku sygnał, że może mi zaufać. Jeśli mam wysoką punktację BIK i czystą historię, wyraźnie o tym mówię. Taki argument potrafi zdziałać cuda – banki chętniej dają lepsze warunki klientom, którzy są wiarygodni i wypłacalni​.
  • Oferty konkurencji: Nie waham się wspomnieć o tym, co znalazłem u konkurencji. Na przykład mówię: “Bank X zaproponował mi niższą prowizję i darmowe ubezpieczenie. Wolałbym zostać u Państwa, ale czy możecie przebić tamtą ofertę?”. Posiadanie alternatywy daje mi przewagę – bank wie, że jeśli mi nie zaoferuje czegoś atrakcyjnego, pójdę gdzie indziej​. Często już sama wzmianka o konkurencyjnej ofercie sprawia, że doradca idzie zapytać przełożonego o możliwość obniżenia oprocentowania czy prowizji.
  • Lojalność wobec banku: Jeśli negocjuję z bankiem, w którym już mam konto od lat, lokaty czy wcześniej brałem kredyt, podkreślam swoją lojalność. Mówię wprost, że zależy mi na kontynuacji współpracy i przypominam, że jestem ich klientem od np. 10 lat. Banki lubią doceniać stałych klientów – często mają dla nich nieoficjalne rabaty lub opuszczają prowizję, by zatrzymać taką osobę​. Powołuję się np. na fakt, że to u nich mam konto, na które wpływa pensja, więc “wszelkie operacje finansowe robię przez Wasz bank – liczę na docenienie tego przy kredycie”.
  • Wkład własny lub zabezpieczenie: W przypadku kredytu gotówkowego klasycznie nie ma wkładu własnego jak przy hipotecznym, ale można zaproponować pewne zabezpieczenia, które obniżą ryzyko banku. Na przykład, jeśli planuję pożyczkę na samochód, mogę zasugerować zastaw na tym aucie albo przedstawienie poręczyciela (gwaranta spłaty). Tego typu dodatkowe zabezpieczenie bywa silnym argumentem – skoro bank ma większą pewność odzyskania środków, może zgodzić się na lepsze warunki finansowe (niższe oprocentowanie, mniejsze wymagania co do dochodu itp.)​. Sam kiedyś zaoferowałem bankowi, że ubezpieczę kredyt i wskażę poręczyciela, co przekonało ich do obniżenia marży o 0,5 punktu procentowego.
  • Pakiet produktów: Czasem sugeruję, że skorzystam z innych usług banku, jeśli dostanę dobrą ofertę kredytu. Przykładowo: “Jeśli obniżycie oprocentowanie, jestem skłonny założyć u Was konto firmowe i przenieść część rozliczeń”. Banki myślą perspektywicznie – wizja dodatkowych zysków ze sprzedaży karty kredytowej, ubezpieczenia czy konta VIP może sprawić, że ulegną w kwestii warunków kredytu. Oczywiście obietnice muszą być realne – ja faktycznie byłem gotów założyć to konto, więc nie blefowałem, a bank to docenił.

Stosując powyższe argumenty zazwyczaj udawało mi się coś ugrać – czy to obniżenie prowizji o parę punktów, czy niższą ratę miesięczną dzięki wydłużeniu okresu spłaty. Kluczem jest pokazanie bankowi korzyści ze współpracy ze mną: albo jestem bezpiecznym klientem, albo daję biznes w przyszłości, albo mogę odejść do konkurencji. Z takiej pozycji negocjuje się znacznie lepiej.

Jakie argumenty działają przy negocjacjach kredytu firmowego?

W przypadku kredytów firmowych (dla przedsiębiorców) gra toczy się często o większe kwoty, a negocjacje bywają bardziej złożone. Tutaj również staram się wykorzystać różne atuty, ale nieco inne niż przy kredycie konsumenckim:

  • Dobra kondycja finansowa firmy: Na początku przedstawiam bankowi swoją firmę w jak najlepszym świetle. Mówię o rosnących przychodach, solidnych zyskach i zdrowych finansach. Podpieram to twardymi danymi z dokumentów: “Nasza sprzedaż rok do roku wzrosła o 20%, marża zysku utrzymuje się na poziomie X%, a płynność finansowa jest bardzo dobra, co widać w przepływach pieniężnych”. Jeśli moja firma ma już historię kredytową (np. spłacony leasing, kredyt obrotowy), to koniecznie to podnoszę – pokazuję, że firma ma pozytywną historię współpracy z instytucjami finansowymi​. Bank widząc, że przedsiębiorstwo jest rentowne i wypłacalne, będzie skłonny obniżyć marżę lub prowizję, bo uzna, że ryzyko jest mniejsze.
  • Silne strony biznesu: Każda firma jest inna, więc staram się wykorzystać unikalne atuty mojego biznesu. Jeśli działam w branży odpornej na kryzysy albo mam długoterminowe kontrakty z renomowanymi klientami, to o tym mówię. Podkreślam np.: “Działamy w branży spożywczej, a więc w sektorze odpornym na recesję, co oznacza stabilne przychody nawet w trudnych czasach”. Albo: “Podpisaliśmy niedawno duży kontrakt z firmą Y na dostawy naszych produktów przez 3 lata, co gwarantuje stabilny cash flow”. Tego typu informacje zwiększają wiarygodność firmy w oczach banku. Warto też wspomnieć o posiadanym majątku, który w razie czego stanowi zabezpieczenie (np. nieruchomości firmowe, sprzęt) – choć formalnie zabezpieczenie kredytu to oddzielna kwestia, już sama świadomość, że firma ma aktywa, uspokaja bank.
  • Biznesplan i prognozy: Przy większych kredytach inwestycyjnych zawsze przygotowuję profesjonalny biznesplan i szczegółowe prognozy finansowe na kolejne lata. To jeden z moich najmocniejszych argumentów: pokazuję, na co konkretnie przeznaczę kredyt i jak dzięki temu wzrosną dochody firmy. Przedstawienie rozpisanego planu inwestycji (np. zakup maszyn zwiększy moce produkcyjne o X%, co podniesie zysk o Y zł rocznie) robi wrażenie na analitykach bankowych. Dowodzi, że traktuję kredyt jako narzędzie rozwoju, a nie „łatanie dziury”. Bank widząc konkrety, częściej zgadza się na elastyczniejsze warunki spłaty czy niższe zabezpieczenia​, bo rozumie, że kredyt przyczyni się do wzrostu firmy (czyli zmniejszy ryzyko braku spłaty w przyszłości).
  • Długoletnia współpraca z bankiem: Podobnie jak w kredycie gotówkowym, także przy firmowym lojalność może pomóc. Jeśli moja firma od lat obsługuje rachunki w tym banku, korzysta z terminali płatniczych czy innych produktów, to wyraźnie to zaznaczam. Przypominam: “Jesteśmy Państwa klientem od 2015 roku, przez nasz rachunek przechodzą co miesiąc spore kwoty – liczymy na partnerskie podejście przy ustalaniu warunków kredytu”. Taki argument często działa na ambicję opiekuna klienta firmowego, który nie chce stracić klienta na rzecz konkurencji. Bank może wtedy zaproponować obniżenie marży kredytowej, niższą prowizję za udzielenie finansowania lub dorzucić jakieś bonusy (np. darmowy rachunek walutowy), aby utrzymać relację.
  • Porównanie ofert banków komercyjnych i publicznych: Czasem wspominam, że rozważam różne źródła finansowania – nie tylko komercyjne banki, ale i np. programy rządowe, regionalne fundusze pożyczkowe, leasing itp. Pokazuję, że mam alternatywy. Przykład: “Jeśli kredyt będzie za drogi, skorzystam z leasingu operacyjnego na sprzęt, bo oferują mi niższe koszty miesięczne”. Taka informacja mobilizuje bank, by powalczył o moją decyzję. Oczywiście nie chodzi o straszenie na wyrost, ale jeśli faktycznie dysponuję innymi opcjami, sygnalizuję to jasno. Dla banku perspektywa utraty klienta firmowego (który z reguły generuje spore obroty i opłaty) jest nieprzyjemna, więc starają się przynajmniej częściowo dopasować ofertę do moich oczekiwań.

Podsumowując, przy kredycie firmowym najważniejsze jest udowodnienie bankowi, że mój biznes jest stabilny, perspektywiczny i dobrze zarządzany. Gdy bank uwierzy w sukces mojej firmy, chętniej zainwestuje we mnie poprzez kredyt. W negocjacjach zawsze pokazuję, że “nasze interesy są zbieżne – jeśli mi się powiedzie dzięki Waszemu kredytowi, to i bank na tym zyska”. Taka filozofia pomaga budować partnerskie podejście, zamiast relacji petent-instytucja.

Skuteczne techniki negocjacyjne – jak prowadzę rozmowę?

Same argumenty to jedno, ale sposób prowadzenia rozmowy bywa równie ważny. Oto techniki negocjacyjne, które stosuję, by osiągnąć najlepsze warunki:

  • Dobre przygotowanie merytoryczne: To już częściowo omówiliśmy – przychodzę z wiedzą o swoich finansach i o rynku. Dzięki temu podczas rozmowy czuję się pewnie, bo opieram się na faktach, a nie na przeczuciach. Gdy doradca rzuca jakąś liczbę, ja mogę ją skonfrontować z notatkami: “Oprocentowanie 10%? Hmm, trochę wysoko – wiem, że teraz standard to okolice 8-9%”. Taka pewność siebie udziela się drugiej stronie. Widząc, że jestem obeznany, trudniej zbyć mnie ogólnikami.
  • Ustalona strategia i cel negocjacji: Zawsze przed spotkaniem jasno sobie określam, co chcę osiągnąć. Czy ważniejsza jest dla mnie niska rata, czy minimalna prowizja? Czy zależy mi na wydłużeniu okresu spłaty, czy raczej na braku opłat za wcześniejszą spłatę? Mając priorytety, prowadzę rozmowę tak, by zejść na te tematy kluczowe. Jeśli moim celem jest np. brak prowizji, to nawet gdy dyskusja krąży wokół oprocentowania, wracam pytaniem: “Dobrze, oprocentowanie rozumiem, a co z prowizją za udzielenie kredytu? Czy możemy ją znieść?”. Konsekwentnie kieruję negocjacje w stronę moich celów, pilnując, by nie utonąć w pobocznych szczegółach.
  • Budowanie relacji i życzliwa atmosfera: Choć walczę o swoje, staram się utrzymać miły ton rozmowy. Na początku nawiązuję luźną rozmowę, uśmiech, może żart o pogodzie lub pytanie, jak idzie dzień. To banalne rzeczy, ale budują dobrą atmosferę. Bankowiec to też człowiek – jeśli mnie polubi i zobaczy we mnie partnera do rozmowy, a nie roszczeniowego klienta, będzie bardziej skłonny pomóc. Mówię otwarcie, że “zależy mi na obopólnie dobrej transakcji”, co rozbraja ewentualną wrogość. Unikam kłótni czy podnoszenia głosu – negocjacje to nie awantura, tylko wspólne szukanie rozwiązań.
  • Zadawanie pytań i słuchanie: Często pozwalam doradcy dużo mówić – zadaję pytania w stylu: “Co możemy zrobić, aby obniżyć tę marżę? Czy bank przewiduje jakieś promocje, z których mógłbym skorzystać?”. Kiedy druga strona mówi, uważnie słucham. Po pierwsze, mogę wyłapać cenne informacje (np. dowiaduję się, na co ma wpływ doradca, a na co decyzja centrali). Po drugie, ludzie generalnie lubią, gdy się ich słucha – buduje to zaufanie. W negocjacjach staram się więcej pytać niż żądać. Gdy doradca sam zaproponuje jakieś ustępstwo, łatwiej to przyjąć, niż gdybym ja wymuszał.
  • Technika małych ustępstw: Zdarza się, że nie dostanę od razu tego, czego chcę. Wtedy stosuję zasadę małych kroków. Jeśli bank mówi: “Nie możemy obniżyć oprocentowania o 2 punkty, co najwyżej o 0,5”, to nie zamykam rozmowy oburzony, tylko pytam: “Rozumiem, a czy w takim razie byliby Państwo skłonni obniżyć też prowizję o 1 punkt?”. Skoro już coś mi dali, łatwiej im dać kolejny drobiazg. Czasem negocjujemy kilka elementów pakietu: trochę niższe oprocentowanie + trochę niższa prowizja + np. karta kredytowa gratis. Ważne, by być elastycznym – jeśli jednej rzeczy nie chcą zmienić, próbuję z innej strony. Upieram się tylko przy najważniejszym dla mnie punkcie, a resztę traktuję jako pole do kompromisu.
  • Plan B – gotowość odejścia od stołu: To chyba najważniejsza “technika” mentalna. Zawsze mam w głowie alternatywę (np. ofertę innego banku albo pomysł, że jednak wezmę mniejszy kredyt, a resztę sfinansuję z oszczędności). Dzięki temu nie boję się przerwać negocjacji, jeśli utkną w martwym punkcie. Jeżeli widzę, że doradca jest nieugięty i nie proponuje nic sensownego, mówię spokojnie: “W takim razie muszę to przemyśleć i porównać z innymi ofertami”. Często taka deklaracja gotowości odejścia powoduje zmianę postawy banku – nagle okazuje się, że “jeszcze zapytam szefa, może coś da się zrobić”. Plan B dodaje pewności siebie i chroni przed przyjęciem złych warunków ze strachu, że “nic lepszego nie dostanę”​. Negocjuję twardo, ale wiem, że jak się nie uda – świat się nie kończy, bo mam alternatywę.

Stosując te techniki, udaje mi się zazwyczaj prowadzić rozmowę w konstruktywny sposób. Pamiętam zawsze, że negocjacje to proces dwustronny – bank też ma swoje ograniczenia i potrzeby. Staram się zrozumieć, na czym zależy drugiej stronie (np. sprzedaż ubezpieczenia, utrzymanie klienta) i szukam rozwiązań, które dadzą korzyść obu stronom. Czasem drobna ustępstwo z mojej strony (np. zgoda na wykup taniego ubezpieczenia) może dać mi w zamian dużą korzyść (np. niższe oprocentowanie). Takie win-win jest celem każdej udanej negocjacji.

Błędy popełniane przez kredytobiorców – czego unikam?

Negocjowanie kredytu to sztuka, w której łatwo o potknięcia. Z własnych obserwacji widzę kilka błędów, które klienci (a czasem i ja, na początku) popełniają najczęściej:

  • Podchodzenie z negatywnym nastawieniem: Niektórzy wchodzą do banku jak na wojnę, przekonani, że “bank na pewno chce mnie oszukać”. To duży błąd – wrogie nastawienie i kierowanie się emocjami może tylko zaszkodzić​. Jeśli zacznę rozmowę od oskarżeń typu “wy chcecie mnie naciągnąć na kasę!”, atmosfera się zepsuje i żadnych ustępstw nie będzie. Unikam też przesadnej emocjonalności – zdenerwowanie czy agresja sprawią, że bankowcy się zamkną. Zamiast tego zachowuję spokój i profesjonalizm, zakładając, że uda się dogadać po partnersku.
  • Brak przygotowania: Przyjście na spotkanie bez znajomości swojej sytuacji finansowej czy oferty rynkowej to proszenie się o słaby wynik. Jeśli nie wiem, jaką mam zdolność kredytową, albo nie rozumiem terminów typu marża, RRSO, prowizja, to łatwo się pogubić. Niestety wielu kredytobiorców idzie na żywioł, licząc, że “jakoś to będzie”. Sam kiedyś popełniłem ten błąd, wchodząc w rozmowę o kredyt bez sprawdzenia BIK – okazało się, że była w nim drobna niezgodność, którą mogłem wcześniej wyjaśnić. Teraz już wiem: zanim usiądę do stołu, odrabiam pracę domową. Ten wysiłek się opłaca lepszymi warunkami.
  • Zbyt duża uległość lub zbyt duża pewność siebie: To dwa przeciwległe bieguny. Zbyt uległy klient przytakuje na wszystko, bo boi się, że jak poprosi o lepsze warunki, to usłyszy “nie” lub – co gorsza – bank odmówi kredytu. W efekcie nawet nie próbuje negocjować. To błąd, bo banki często mają margines manewru, tylko go nie zaoferują, jeśli nie muszą. Z drugiej strony nadmierna pewność siebie połączona z arogancją też nie działa. Jeśli ktoś wchodzi z przekonaniem “na pewno wytarguję pół ceny, bo jestem taki świetny”, to może się przeliczyć. Trzeba znaleźć złoty środek – być asertywnym, ale nie aroganckim; odważnie prosić o swoje, ale z szacunkiem dla rozmówcy.
  • Skupianie się tylko na jednym parametrze: Wielu ludzi patrzy tylko na oprocentowanie nominalne albo tylko na wysokość raty, ignorując całą resztę. To ryzykowne. Banki mogą zaproponować niskie oprocentowanie, ale za to wysoką prowizję czy drogie ubezpieczenie, przez co faktyczny koszt kredytu będzie wysoki. Albo ktoś tak bardzo chce niskiej raty, że zgadza się na wydłużenie okresu spłaty do maksimum – po czym płaci dwa razy więcej odsetek w sumie. Błędem jest nie patrzeć całościowo. Osobiście zawsze analizuję RRSO (Rzeczywistą Roczną Stopę Oprocentowania) i całkowity koszt kredytu, a negocjując poruszam wszystkie istotne elementy umowy: oprocentowanie, prowizję, ubezpieczenie, opłaty za wcześniejszą spłatę, ewentualne cross-sell (produkty dodatkowe). Dzięki temu nie dam się złapać na sztuczkę “taniego kredytu, który okazuje się drogi”.
  • Brak elastyczności i nastawienia na kompromis: Czasem kredytobiorcy przychodzą z nastawieniem “ma być dokładnie tak, jak chcę, albo wcale”. Oczywiście warto wiedzieć, czego się chce, ale sztywna postawa może zablokować negocjacje. Prawda jest taka, że rzadko dostajemy wszystko, co sobie założymy. Jeśli od początku powiem “albo 5% oprocentowania, albo wychodzę”, to możliwe, że wyjdę z niczym. Zamiast tego szukam pola do kompromisu. Może zgodzę się na 6%, ale za to bez prowizji i z opcją wakacji kredytowych? Trzeba być kreatywnym. Najważniejsze, by finalnie warunki były dla mnie korzystne w ogólnym rozrachunku, nawet jeśli nie idealne w każdym punkcie.
  • Nieczytanie umowy przed podpisaniem: Ostatni błąd jest już po negocjacjach, ale warto go wspomnieć. Euforia sukcesu negocjacyjnego bywa zdradliwa – cieszymy się, że wywalczyliśmy lepsze warunki, i czasem tracimy czujność przy podpisywaniu dokumentów. Zawsze czytam uważnie całą umowę kredytową przed złożeniem podpisu, nawet jeśli to co do joty ta sama, którą omawialiśmy. Upewniam się, że zawiera wszystkie uzgodnione podczas negocjacji punkty (niższą marżę, brak prowizji, itp.). Sprawdzam też, czy nie ma niekorzystnych zapisów, na które nie zwróciłem uwagi (np. opłaty za zmianę harmonogramu spłaty). Wielu ludzi ufnie podpisuje, a potem jest zaskoczenie. Ja wolę być przezorny – dzięki temu unikam przykrych niespodzianek i mam pewność, że wynik negocjacji faktycznie trafił na papier.

Unikanie powyższych błędów znacznie zwiększa szanse na pomyślne negocjacje. Staram się uczyć na cudzych i własnych potknięciach – z każdą kolejną rozmową z bankiem czuję się bardziej doświadczony i świadomy.

Przykłady udanych negocjacji klientów

Na koniec przedstawię dwie krótkie historie negocjacji kredytowych, które zakończyły się sukcesem. Pokazują one, jak w praktyce wykorzystać opisane strategie. Imiona klientów zostały zmienione, ale sytuacje są jak najbardziej realne.

Przykład 1: Pan Adam renegocjuje kredyt gotówkowy
Pan Adam dwa lata temu zaciągnął kredyt gotówkowy na remont mieszkania – kwota 50 tys. zł na 5 lat, z oprocentowaniem nominalnym 9% i prowizją 5%. Spłacał raty regularnie i w tym czasie jego zdolność kredytowa się poprawiła (awansował w pracy, wzrosły dochody). Zauważył też, że stopy procentowe spadły, a inne banki oferują kredyty gotówkowe z oprocentowaniem około 7%. Pan Adam postanowił pójść do swojego banku i renegocjować warunki bieżącego kredytu. Przygotował się solidnie: obliczył, że zostało mu ~30 tys. zł do spłaty, zebrał zaświadczenie o aktualnych dochodach i ofertę konkurencyjnego banku (skonsolidowania jego kredytu na 7,2%). W rozmowie z doradcą powołał się na swoją historię: od dwóch lat bez opóźnień, konto w tym banku od dekady, wpływy wynagrodzenia co miesiąc. Powiedział wprost, że “inny bank chce mi przejąć ten kredyt na lepszych warunkach – wolałbym zostać u Was, jeśli jesteście w stanie zaproponować coś konkurencyjnego”. Po krótkich negocjacjach bank zaproponował obniżenie oprocentowania do 7,5% i zniżkę prowizji za wcześniejszą spłatę do 0 zł (gdyż formalnie trzeba było podpisać aneks z nowymi warunkami). Pan Adam osiągnął więc swój cel – jego rata zmalała o kilkadziesiąt złotych miesięcznie, a on nie musiał przenosić długu do innego banku. W zamian zgodził się wykupić niedrogie ubezpieczenie na życie powiązane z kredytem (co było warunkiem obniżki oprocentowania). Finalnie był bardzo zadowolony: oszczędności w odsetkach przewyższyły koszt składki ubezpieczeniowej, a cały proces przebiegł sprawnie i w dobrej atmosferze.

Przykład 2: Firma pani Barbary negocjuje kredyt inwestycyjny
Pani Barbara prowadzi średniej wielkości firmę produkcyjną (branża kosmetyczna). Jej firma potrzebowała kredytu inwestycyjnego 1 mln zł na rozbudowę linii produkcyjnej. Była klientką Banku ABC od lat – miała tam konto firmowe, korzystała z kredytu obrotowego i leasingów. Bank ABC zaproponował jej kredyt 1 mln zł na 6 lat z oprocentowaniem WIBOR + marża 4,0% oraz prowizją 2%. Pani Barbara uważała, że to dość drogo, więc przystąpiła do negocjacji. Przygotowała biznesplan inwestycji – pokazała, że zakup nowych maszyn zwiększy moce produkcyjne o 50%, co przełoży się na wzrost zysku o ok. 300 tys. zł rocznie. Uargumentowała, że dzięki temu spłata kredytu będzie bezpieczna i możliwa nawet wcześniej. Przedstawiła też oferty dwóch innych banków: Banku X (marża 3,5%, prowizja 2,5%) i Banku Y (marża 3,8%, prowizja 1,5%). Mówiąc z doradcą w Banku ABC, podkreśliła swoją lojalność: “Jesteśmy z Wami od dawna, wolelibyśmy kontynuować współpracę, ale oferty konkurencji są atrakcyjne. Czy możecie zaproponować coś lepszego niż te 4,0% marży?”. Negocjacje trwały kilka dni (bank analizował dokumenty, ocenił jeszcze raz ryzyko projektu). Ostatecznie Bank ABC zaproponował marżę 3,5% i prowizję 1%, jeśli pani Barbara utrzyma u nich pełne obroty firmy przez okres kredytu i ustanowi zastaw na nowych maszynach jako zabezpieczenie. To była znacząca poprawa warunków. Pani Barbara wynegocjowała też karencję w spłacie kapitału przez pierwsze 6 miesięcy (aby maszyny zdążyły zarabiać zanim zaczną się raty kapitałowe). Warunki końcowe okazały się lepsze niż oferty konkurencji, więc firma zaciągnęła kredyt w swoim macierzystym banku. Pani Barbara przyznała, że kluczem było dobre przygotowanie i rzeczowe argumenty – gdyby poszła nieprzygotowana, pewnie przyjęłaby pierwszą ofertę, a tak zaoszczędziła kilkadziesiąt tysięcy na odsetkach i prowizjach.

Podsumowanie: Obie historie pokazują, że negocjacje z bankiem są możliwe i mogą przynieść realne oszczędności. Zarówno klient indywidualny, jak i przedsiębiorca, osiągnęli lepsze warunki dzięki odpowiedniemu przygotowaniu, przedstawieniu mocnych argumentów i umiejętnemu prowadzeniu rozmowy. Ja sam, za każdym razem gdy negocjuję, pamiętam o tych przykładach – motywują mnie one, by zawsze walczyć o lepszą ofertę. Bank często ustąpi, jeśli przekonamy go do naszych racji i pokażemy, że zależy nam na partnerskiej współpracy. Negocjowanie kredytu może wydawać się trudne, ale z praktyką staje się naturalną częścią procesu kredytowego. W efekcie końcowym zyskujemy nie tylko korzystniejsze warunki finansowe, ale też poczucie, że zadbaliśmy o własny interes. A to bezcenne.

Zdobycie dobrego kredytu to nie kwestia szczęścia, ale umiejętności rozmowy. Mam nadzieję, że powyższe strategie i przykłady pomogą Ci w Twoich własnych negocjacjach z bankiem. Powodzenia!

Napisz do nas:

Jeśli jesteś gotowy na szybkie i proste finansowanie bez zbędnych formalności oraz chcesz skorzystać z indywidualnych konsultacji naszych ekspertów, skontaktuj się z nami. Nasz zespół doradców przeprowadzi szczegółową analizę Twojego raportu BIK i przygotuje spersonalizowaną strategię, która otworzy przed Tobą nowe możliwości finansowe.

Skontaktuj się z nami